Obserwatorzy

środa, 17 lutego 2010

Prawie sielanka

- Todli todli todli! - zagulgotała Hania nad głową śpiącej jeszcze Pani Matki.
- Co? Już trzeba wstawać? - zapytała półprzytomnie.
- Yyyy! - stęknęła latorośl usiłując ściągnąć kołdrę z Rodzicielki, co - powiedzmy to sobie szczerze - nie jest sprawą łatwą.
- No dobra, dobra. Wstaję. - Pani Matka uniosła się na łokciu i kontrolnie rzuciła okiem na budzik. 6:25. "Oooo, pospała Haniowa dzisiaj. Rany! Jak to dobrze, że nie lecimy na ósmą do szkoły!" - przemknęło przez matczyną głowę.
Przegnawszy resztki snu z powiek Pani Matka wzuła dostarczone przez Panią Córkę kapcie, "okapciowała" również Hanusię i trzymając się za ręce poczłapały razem do kuchni celem dopełnienia porannego rytuału. Polega on na przygotowaniu porcji porannego mleczka, przy czym czynność ta jest często przerywana przytulankami-miziankami. Następnie z gotowym mlekiem (również trzymając się za ręce) piżamowe damy przeszły statecznym krokiem do salonu, w którym Pani Matka zasiadła na kanapie i posadziła sobie Panią Córkę na kolanach. Pani Córka wymontowała smoczka z paszczy i pieczołowicie odłożyła go na kanapę. Do smoczka dołączyła pieluszka, która została odłożona równie starannie co smoczek. Znowu przytuliwszy się do Pani Matki, Haniowa zaczęła siorbać swoje mleczko.

Wszystko, co zostało opisane, musi być o poranku wykonane, bo inaczej jest niefajnie i cały świat musi o tym usłyszeć. Tylko że zazwyczaj po wypiciu mleczka następuje kolejna dawka przytulanek-mizianek. Tym razem było inaczej.

O godzinie 6:50 Panią Matkę zmroziło: "O Święci Pańscy! Przecież dziś wyjątkowo Bartek ma do szkoły na ósmą!". Haneczka bez ceregieli została posadzona na kanapie, zaś Pani Matka rozpoczęła nerwowy bieg po domu.
- Chłopaki! Ściągać tyłki z łóżek! Bartek ma na ósmą! - zagrzmiało w domu.
- Bartek! Myć się i ubierać! Szybko! - padła następna komenda.
- A śniadania nie będzie? - zapytało zdziwione dziecię. Zdumienie było jak najbardziej na miejscu, ponieważ Pani Matka niczym cerber pilnowała, aby Pan Syn zmęczył porcję porannego pożywienia.
- Nie! Ty śniadanie zjesz w szkole, a ja umaluję się w pracy! Tempo, tempo!

Siedząc już w autobusie Pani Matka spojrzała na zegarek:
- No, synuś! Dobrzy jesteśmy!
Była godzina 7:18.

2 komentarze:

  1. Hihihi! Tempo faktycznie olimpijskie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. W ubiegłym tygodniu przez przypadek trafiłam na Pani bloog."Popłynęąłm" na dobre 3 godziny, od deski do deski.
    Gratuluję świetnego stylu i lekkości w piórze, a poza tym takiego hobby.Czytając Panią "podparłam" sie na duchu, że nie tylko u mnie w szufladzie stosik pozaczynanych robótek.
    Będę wracać do Pani. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń